poniedziałek, 21 stycznia 2008

Chinska masakra nocnym autobusem

Doszukiwanie sie podobienstwa w nazwie w zupelnosci uzasadnione!
Po spakowaniu manatkow, wprost z GH udalismy sie trolejbusem nr 5 na dworzec kolejowy spod ktorego? mial odjezdzac nasz autobus - "wybawaca" do Xi'an. Autobus to faktycznie byl, ale nie wybawca ale masakrator.
Zaczelo sie kiepsko, bo juz od wejscia do biura nie moglismy zlokalizowac nikogo kompetentnego kto moglby nam udzielic informacji skad rzeczony autobus ma odjezdzac. Poza klebiacym sie tlumem chinczykow spogladajacych na nas z pewnym niedowierzaniem z nikad nie bylo pomocy....
Pare minut przed godzina odjazdu pojawil sie organizator, ktory zaskoczyl nas sprawnym i sympatycznym" zalogowaniem" nas na pokladzie autobusu w pierwszej kolejnosci przed tlumem chinczykow. I tu jak by sie zakonczyla opieka pana organizatora. Po ulozeniu sie dosc wygodnie na naszych przydzialowych lezankach rozpoczelismy...... oczekiwanie na odjazd....
Po 50 min dodatkowego postoju pojawia sie spozniona rodzinka i mozemy ruszac. Przed nami 16h? nie..., 24h nie..., 36 h jazdy - O YES YES YES!!!!
Nasz kierowca nie wiedziec czemu (oczywiscie zawsze chodzi o kase) postanowil nie jechac prosta i latwa autostrada ale lokalnymi drogami pelnymi zakretow i czychajacych niespodzianek. Poczatkowo nawet niezle mu szlo ale po jakim czasie rozpoczelo sie cos w rodzaju wycieczki objazdowej po okolicznych i napotykanych po drodze miastach i miasteczkach.
W pewnym momencie nasza wycieczka objazdowa zostala brutalnie przerwana postojem w szczerym polu pod wiaduktem gdzie spedzilismy nastepne 5h do godziny 0530! Pan kierowca postanowil sobie uciac krotka drzemke.
Gdy juz sie wyspal ruszyl i.... 15 min pozniej wyrzucil nas z autobusu do innego ktory juz oczekiwal na nas gdzies tam w Chinach.
W trybie ekspresowym dokonalismy check out i check in na nieco innych miejscach niz poprzednio i ruszylismy w nieoplacona wycieczke objazdowo - krajoznawcza po wsyzstkich juz napotkanych wioskach, miastach i miasteczkach tudziez dziurach bez nazwy.
Kolo poludnia dotarlismy do miasta gdzie powinnismy byc juz 12h wczesniej i spedzilismy na podziwianiu jego ulic, placow i domow nastepne 2h gdyz nasz kierowca sie zagubul biedaczek i nie wiedzial jak wyjechac na trase bo postanowil rzecz jasna ominac platna autostrade.
Tak juz bylo do samego konca, bo katastrofalne opady sniegu spowodowaly ze pozamykano wszysktkie autostrady na trasie. Choc umeczony kierowca nie chcial dalej oszczedzac kasy na oplatach, to nie bylo juz mu dane tego dokonac bo nie wpuszczano nas najzwyczajniej na autostrady.
Tak wiec nasza wesola kompanija popijajac chinska wodeczke po 36h dotarla do zasniezonego i mroznego Xi'an.

W drodze do Xi'an

Qingdao - olimpijska stolica zeglarska


Z Qingdao szalu nie ma. Miasto co prawda w zupelnie innym stylu architektonicznym niz pozostala czesc Chin ale tylko w jego historycznej czesci. Widac wyraznie odcisniete pietno germanskich najezcow...
Poza tym to normalny chinski moloch ze wszystkimi tego konsekwecjami.
Naszym celem przybycia w to miejsce bylo obejzenie olimpijskiej wioski zeglarskiej przed jej otwarciem. Niestety dopiero pozniej okazalo sie to kiepskim pomyslem z wszelkimi tego konsekwecjami w postaci koszmarnych problemow z wydostaniem sie z owego miejsca. Nikt z nas nie przewidzial katastrofalnej zimy, co oczywiscie wydaje sie byc usprawiedliwione. Niestety nie mozna usprawiedliwic wczesniejszego niesprawdzenia ilosci polaczen wychodzacych z miasta do innych czesci Chin. Jak sie okazalo tylko jeden pociag kursuje miedzy Qingdao a dalsza czescia kraju wiec dostanie biletow na niego graniczy z cudem. Nam cudu ogladac nie bylo dane, na kazde pytanie slyszelismy standardowe stwierdznie "mei o" czyli NIE MA!
Nieco spanikowani i troche nie ogarnieci zdecydowalismy sie, moim zdaniem, na zbyt pospieszny zakup biletow do Xi'an u prywatnego przewoznika w jak sie wydaje zawyzonej cenie. Po tych biletowych perypetiach ruszylismy w miasto poszukiwac noclego itp. Zeby tego dokonac trzeba bylo wpierw odszukac kafejke internetowa aby zdobyc adres jakiegokolwiek GH w miscie. Po 30 minutowym poszukiwaniu internetu i 30 min grzebania w sieci zdecydowalismy sie na pewne lokum po czym udalismy sie tam trolejbusem nr 5.
Zamieszkalismy w 6 osobowym pokoju, gdzie mielismy przebywac sami, ale pomimo zapewnien obsugi po niedlugim czasie domeldowano mam kolejnych spaczy na wolne lozka.
Z naszych planow obejzenia wiski zeglarskiej wypalilo ogladanie plazy, miejscowego akwarium, placu budowy z zewnatrz ktory w przyszlosci ma byc wiska zeglarska oraz nadmorskich plaz pelnych syfu i smieci, oraz kiepskiej jakosci sea food po zawyzonych cenach.
No jak na wycieczke za 100 euro to calkowita satysfakcja z realizacji pomyslu!

Tak zesmy jechali
Qingdao

Chinski Mur zima



Dla mnie to juz drugi raz. Poprzednio z Jedrzejem w promieniach slonca i sandalkach pokonywalismy z trudem kolejne stopnie sybolu Chin. Tym razem przyszlo nam pokonywac z Dasia nie tylko zimno i kamienne stromizny ale takze sliska 5 cm warstwe swiezego sniegu zalegajaca jak tylko okiem siegnac.
Do muru dotarlismy kozystajac z porad zawartych w przewodniku Pascala. Zajelo nam to kolo 2h.
Tym razem busik podwiozl nas pod sama zapore. Pani po zainkasowaniu oplaty szybciutko zmyla sie pozostawiajac nas na pastwe losu.... oraz zimna.
Przed nami, wprost na wyciagniecie reki wil sie chinski mur, byl jednak pewien problem. Jak u licha sie na niego dostac? Po kilkuminutowej wedrowce i odkryciu? paru zawalonych drabin dotarlismy do tej ktora zawiodla nas wprost do wiezycy prowadzacej na mur.
Rozpoczelismy mozola wspinaczke pelna przygod zwiazanych z utrata stabilnosci co poniektorych wycieczkowiczow. Po okolo godzinie bylismy w najwyzszym punkcie tej czesci muru. Stanalem po raz drugi dokladnie tam gdzie bylem wraz z Jedrzejem 3 lata temu. Swietne uczucie zwazywszy, ze tym razem bylismy wieksza ekipa i moglem swoja radosc i zadowolenie dzielic z wieksza iloscia osob!
Po obowiazkowej sesji zdjeciowej ruszylismy w dol zboczem gory omijajac tym samym stroma, niebezpieczna i rozwalajaca sie czesc mur.
Niestety po dotarciu na szose czekalo nas niemile rozczarowanie. Nikt na nas nie czekal a jak na zlosc zaden transport nie napatoczyl sie przez 45 min. Mocno zmarzilismy pogryzajac resztki jedzenia nim nieco zdesperowani zlapalismy busika ktory zabral nas do?Huairou, skad po 30 minutowym oczekiwaniu wrocilismy autobusem 916 totalnie wykonczeni w 2 godzinnym korku do Pekinu.
Mielismy tylko 2,5 godzin na dotarcie do GH wziecie prysznica, zjedzenie posilku i dotarcie na dworzec kolejowy by udac sie do Qingdao.
Na szczescie wszystko poszlo sprawnie i zdazylismy na czas, jednak totalny balagan informacyjny jaki zastalismy na dworcu kolejowym prawie nasz kosztowal utrate polaczenia do miejsca docelowego.

Chinski Mur zima





Pekinska wyzerka przed podroza

Pekinskie poczatki

Nieco wymietoszeni i niedospani dotarlismy do chlodnego Pekinu o czasie. Nie wiedziec czemu po wyladowaniu musielismy czekac kolo 15 min na wypuszczenie nas z samolotu do odprawy.
Po odbiorze bagazu i wyplacie yuanow z bankomatu udalismy sie do wyjscia z lotniska (nr 11) wprost na przystanek tzw shuttle busa, ktory zawizl nas do centrum Pekinu za 16Y gdzie oczekiwali na nas juz Wanda i Grafik.
Po szybkim powitaniu, piechota udalismy sie do autobusu skaracjac sobie "hektarowe odleglosci pekinskie" do naszego hotelu. Szybko zalatwilismy formalnosci i wzielismy prysznic.
Wanda z Grafikiem kontynuowali swoje plany zwiedzania Pekinu a Dasia i ja udalismy sie na pierwszy spacer po hutongach uzupeniajac braki plynow piwkiem Tsingtao. Co prawda zimno nieco studzilo nasz zapal do konsumpcji? pijiu jednak pragnienie bylo silniejsze. Po godzinym spacerze przyszed czas na posilek. Niestety nie udalo mi sie odnalezc knajpki z czasu podrozy z Jedrzejem sprzed trzech lat, jednak i tak zjedlismy pyszny i obfity nasz pierwszy wspolny chinski posilek! Nareszcie cos co jest naprawde chinszczyzna a nie zeuropeizowany badziew z wietnamskiej budki!
Po posilku wrocilismy do hotelu gdzie po prostu padlismy i poszlismy spac. Aaa no tak byla to takze zasluga wypitej "malpki" chinskie wodeczki na rozgrzewke zakupionej po drodze do hotelu.
Wanda i Grafik, zgodnie z umowa obudzili nas kolo 1900. Nieco leniwie zebralismy sie i udalismy na pierwsze wspolne zarcie.
Nasza biesiada zostala takze okraszona 0,5l chinskiej wodeczki (zreszta ta pekinska jest najlepsza) Po powrocie do GH udalismy sie na zasluzony odpoczynek, gdyz nastepnego dnia czekalo nas nie lada wyzwanie w postaci wycieczki na Chinski Mur do Huang Hua.

Pierwsze wspolne zarcie

W drodze do Pekinu


 Co tu duzo pisac. Z lataniem szalu nie ma, niby szybciej i wygodniej a jednak czlowiek musi tak czy inaczej solidnie poczuc ze jest w podrozy. Najpierw 2 godziny trzeba byc wczesniej przed odlotem. Nie byloby w tym nic nadzwyczajnegoi gdyby nie fakt ze cala noc przed odlotem przesiedzialem przed kompem szykujac rozne rzeczy na wyjazd niezmrozywszy oka nawet na chwile. Potem szybki prysznic, sniadanie i szklanka herbaty. Najgorsza byla droga na lotnisko w 175. Co chwile zasypialem na siedzeniu a w tym czasie tlum tezal z przystanku na przystanek. Jak wiadomo w takiej sytuacji chwila nieuwagi i stac sie mozna niezlym kaskiem dla zlodzieja, ale jak tu oprzec sie przemoznej potrzebie snu....
Na szczescie bez zadnych strat dotarlem na lotnisko. Tu po chwili spotkalem sie z Dasia i Mlodym ktory postanowil nas odprowadzic. Zdalismy sprawnie bagaz i poszlismy do odprawy. Jeszcze tylko uscisk dloni z Mlodym i juz jestesmy w "celnym raju" - ciekawe tylko dla kogo i niby gdzie on jest???
Potem tylko cyrk pt:. "security" i po 40 min oczekiwania mozemy sadowic sie w swoich miejscach w samolocie. Szybki start, odpiecie pasow, kanapka, soczek 15 min drzemki i juz ladowanie.
W Moskwie musielismy czekac ponad 5h na polaczenie do Pekinu, wiekszosc czasu spedzilsmy na lawkach przesypiajac. Zgodnie z rozkladem zameldowalismy sie w samolocie i odlecilismy w kierunku panstwa srodka nieco zakreceni wypitym winem zakupionym na moskiewskim duty free za 5 euro.

Fare fotek z przelotu...