poniedziałek, 28 stycznia 2008

Xi'an i Armia z terakoty

Drzeworyty z Xi'an

Miedzioryty Terakotowej Armi

Wyspani za wszystkie czasy i wypoczeci dotarlismy do Xi'an. W ten styczniowy mrozny poranek jak zwykle odswierzylismy sie w zesko lodowatym strumieniu i narabalismy drwa na opal. Na niewiele sie to jednak zdalo gdyz trzaskajacy mroz tej zimy mocno nam doskwieral juz od samego rana. Zziebnietymi dloniami skreslismy kilka slow by zakupic bilety w cieplejsze strony. Niestety nie bylo nam dane uzyskac pozwolenstwa od jasni panstwa bo wszelkie permity na tem miesiac zostaly juz wydane. Kozystajac z uslug zapoznanego po drodze szubrawca sprobowalismy ponownie uzyskac okrezna droga upragnone permity. Niestety okazalo sie ze mozemy udac sie jedynie w rozne strony cesarstwa tracac tym samym wszelka nadzieje na wspolna podroz.
Wanda i Grafik wykupili pozwolenstwo do stolicy by tam sprobowac swego szczescia, a Ja z Dasia, w wielkiej trwodze posiedlismy bilety w cieple strony na diabelska maszyne zwane aeroplanem.
Cale to przerzedsiewziecie zabralo na szmat czasu tak, iz gdy przybylismy do wskazanej nam gospody przez lokalnego szubrawca zupelnie obolali i zziebnieci dokonalismy z wielka rozkosza cieplych oblucji w mroznej umywalni pelnej przewiewu zeskiego powietrza.
W ten czas oczulismy doskwierajacy nam od dluzszego czasu glod. Nieco niepewni wybralismy sie na targ saracenow gdzie podawano wszelkiego rodzaju plugastwa ktore wyjatkowo nie przypadly nam do gustu. Wciaz odczuwajac pustke w naszych trzewiach rozpoczelismy dalsze perygrynacje po miescie w poszukiwaniu strawy nadajacej sie do spozycia. Jakiez bylo nasz szczescie gdy wreszcie odnalezlismy gospode z prawdziwy jadlem i wyszynkiem. Napelniwszy nasze brzuchy, a dawszy sobie nieco w czuby ruszylismy spenetrowac owe miejsce.
Utrudzeni wielce powrocilismy do gospody gdzie zapadlismy w gleboki sen.
Nazajutrz nim swit zablysnal zwleklismy swe obolale ciala, przyoblekli w cieple szaty i ruszylismy lokalnymi zaprzegami podziwiac niedawnosz odkryte lokalne dziwy pochodzace z przed stuleci. Byly to jakowosz cenne figury licznego wojska pewnego cesarza ktoryz to postanowil w tenze sposob uczcic swa potege po swej smierci.
Wydawszy nieco grosiwa na ta eskapade powrocilismy do gospody by wyfasowac sie do dalszej drogi.
Wypiwszy a zjadlwszy ostatnia wspolna wieczerze zasnelismy snem sprawiedliwego oczekujac przyszlych dziwow dnia nastepnego.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

nubsterze, sprzedałeś Grafa chińskim sodomitom? POLSKA ZNA PRAWDĘ! MOŻESZ NIE WRACAĆ!! :D


/kapsel

Anonimowy pisze...

Świetne fotki z tej waszej wyprawy :)
życzę powodzenia ;]

Złoty pisze...

nie bardzo rozumiem Panie Kapselku o jakich sodomitow chodzi??
Po pierwsze Grafika sprzedac sie nie da bez jego zgody po drugie czemu akurat pedalom i dlaczego sprzedac???
Pozdrawiam z deszczowego Luang Prabang

Anonimowy pisze...

Ohydne zwłoki świń! Złoty komu Ty zdjęcia robisz! hehe, bleh!