![](http://1.bp.blogspot.com/_vKhrzr3uKNo/R7G2LmAvvRI/AAAAAAAADCo/-2eXiK_nuss/s320/1202825491tn_IMG_1000.jpg)
To były wyjątkowo meczące dwa dni non stop w podróży! Jednak opłaciło się. Co prawda początkowo miałem mieszane uczucia co do pewności pogody ale widok polewacza z sikawką w ręku tłumiącego tumany kurzu o świcie na dworcu południowym w Pakse wystarczająco mnie uspokoił. Po dotarciu na miejsce do osady Tadlo już nie miałem wątpliwości, że wreszcie dostaniemy od losu to czego tak bardzo potrzebowaliśmy - ciepła i słońca!
Wynajęcie bambusowej chatki okazało sie czysta formalnością i już po chwili można było wziąć upragniony prysznic. I tu pojawił sie pierwszy "zonk". Wody w kranie zabrakło. Na szczęście było ona zmagazynowana w wielkiej bali, dzięki czemu bez trudu zmyłem z siebie trudy podróży. A gdy po 1h od przyjazdu na miejsce siedziałem gawędząc przy butelce zimnego LaoBeer, kontemplując senne życie mieszkańców rozkoszując się słonecznym ciepłem byłem już właściwie w pełni szczęścia.
Pobyt w Tadlo upływał w rytm wschodów i zachodów słońca, przerywany posiłkami tudzież degustacją lao lao. Spacery nad wodospady i po okolicznych wioskach jak i przejażdżka na słoniu to były nasze atrakcje dnia codziennego, które wspaniale nas relaksowały po trudach podróży. Jedynie silne zatrucie które dopadło Dasię mąciło nieco zadowolenie z pobytu, ale co tam od czego jest nifuroksazyd i loperamid :P
Jednakże największa atrakcją pobytu w Tadlo poza relaksem było festiwal z okazji palenia mnicha.
![](http://3.bp.blogspot.com/_vKhrzr3uKNo/R7G2cGAvvSI/AAAAAAAADCw/S-aG4zGxmRs/s320/1202825799tn_IMG_1057.jpg)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz